środa, 23 marca 2011

LIII.



LII.

wycie tramwaju
odbija się echem od gwiazd
stalowy nieboskłon chyli się ku asfaltowi
podeptanemu tysiącem brudnych sumień.

mojego wśród nich nie ma - uleciało gdzieś
wywierciwszy sobie otwór w moim ramieniu.
zapomniało tylko odciąć pepowinę
wlokło mnie potem na tym matczynym sznurze
przez kilometry zwątpień.
ale to nic, nie szkodzi już
przecież każde pisklę wylatuje kiedyś z gniazda -
- i ja bez mojego sumienia muszę żyć,
jak matka bez dorosłego dziecka.

może spotkam je kiedyś, przypadkiem
poprosi mnie o ogień gdzieś na ulicy
spojrzy mi w oczy i pozna mnie
zaciągając się papierosem mruknie
"no tak, to ty".

pójdziemy wtedy do łóżka
i może w akcie kazirodczej miłości
stworzymy razem coś pięknego.


20.IV.2009.
05:23

LI.

niejeden już raz
siedziałam samotnie, odwiedzana jedynie przez smutek.
niejeden już raz gładziłam leciutko jego włosy, pocieszając,
przemywając rany, słuchając cichutkiego szlochu
z jego delikatnego, zadławionego gardła.

myślę, że mogliśmy mieć wiele ze sobą wspólnego
- ja i on.
niewielu chce z nim rozmawiać
niewielu rozumie jego obcy język.
ale ja rozumiem, ja czuję pod skórą
jak rozpaczliwie jest on samotny.

myślę, że nauczył mnie pewnych ważnych rzeczy,
że byliśmy sobie nawzajem podporą w tych powolnych dniach, kiedy
słońce szyderczo kierowało na nas swój palec
śmiało się głośno, a chmury i deszcz mu wtórowały.
nie wiecie pewnie, że księżyc jest tchórzem
konformistą potrzebującym akceptacji - tak jak my dwoje.
zawsze śmiał się razem z tamtymi
a potem
z podkulonym ogonem
przychodził do nas w nocy, kiedy mógł być blisko.

nie odtrącaliśmy go,
wszak kto jest bez grzechu, niech...


20.IV.2009.
03:37

L.

nawet nie zauważyłam kiedy podeszły do mnie
tak cicho, zaklęte w swój własny szept i migotliwe istnienie
pewne stworzenia, nocne kreatury
małe, ruchliwe płomyki, ćmy
zrodzone przez rozchybotane myśli,
myśli rozedrgane i niepewne.

powiedziały mi, że lubią
perły mojego śmiechu rozrzucone w pościeli
że lubią tchnienie mojego strachu
dmuchającego delikatnie w ich pokryte gęsią skórką karki.

opowiedziały mi
że widziały kiedyś, jak zagubienie wysunęło się powoli
spod moich powiek
i zaczęło tańczyć pośrodku wysokiego sufitu
głową w dół, obłędnie, szaleńczo
tak zapamiętale i pięknie.
bo to był taniec życia, taniec pijany
można to nazwać tańcem urodzinowym
bo podobno moje zagubienie tańczyło tak co roku
w pewne konkretne wieczory
jakie i dlaczego - nie dowiedziałam się nigdy, choć próbowałam.

nie pamiętam wszystkiego z tej dziwnej rozmowy
ale wydaje mi się, że nie była ona pierwszą tego rodzaju.
w te gwiaździste, senne noce,
pełne marzeń, strachu i miłości
zdarza się wiele.


20.IV.2009.
03:03

środa, 16 marca 2011

piątek, 11 marca 2011

XLVIII.

światło w moich oczach zgasło już dawno
tak ciężko kładą się
powieki na horyzoncie.

gdzieś daleko słyszę Cię.
w środku, głęboko
zatopiony mam cierń.
powolne bicie Twojego serca bulgocze mi w trzewiach
zdaje mi się
że dopiero teraz wiem o Tobie
jakbyś zawsze był gdzieś tu
ale oślepiające słońce
wsączyło jad w źrenice, pomiędzy myśli.

podróżuję tak bezwolnie, bez świadomości
wołam uczucia - moich towarzyszy
byli tu ze mną już kiedyś, przecież.
jeden z nich
pokazywał mi coś palcem
co - już nie pamiętam
to było lata temu
ciemna sylwetka majaczy pośród snów
czy to możliwe, byś to był Ty?

w sobie, gdzieś w dole
zachowałam to wspomnienie.
było kiedyś świeże, tak delikatne
jego płatki pachniały bzem i czułością,
rozwierały się jak nocny kwiat
rozsiewając wokół pył i sen
magiczny proszek na ból i zwątpienie.

obudziłam się wczoraj
i poczułam cichą obecność
coś drzemało głęboko, oddychało z tą lekkością
jak wtedy, gdy czas usypia rzeczywistość.
myślę, że stałeś tam - gdzieś przy oknie może
albo przy łóżku
lub też wsunąłeś się pomiędzy mnie,
ciszę i prześcieradło.

znów poczułam bez, tak blisko i mocno.

odnajdę cię i zawieszę na łańcuszku
lżejszy jesteś przecież
od samotności.


18.V.2009.
05:12

niedziela, 6 marca 2011