nawet nie zauważyłam kiedy podeszły do mnie
tak cicho, zaklęte w swój własny szept i migotliwe istnienie
pewne stworzenia, nocne kreatury
małe, ruchliwe płomyki, ćmy
zrodzone przez rozchybotane myśli,
myśli rozedrgane i niepewne.
powiedziały mi, że lubią
perły mojego śmiechu rozrzucone w pościeli
że lubią tchnienie mojego strachu
dmuchającego delikatnie w ich pokryte gęsią skórką karki.
opowiedziały mi
że widziały kiedyś, jak zagubienie wysunęło się powoli
spod moich powiek
i zaczęło tańczyć pośrodku wysokiego sufitu
głową w dół, obłędnie, szaleńczo
tak zapamiętale i pięknie.
bo to był taniec życia, taniec pijany
można to nazwać tańcem urodzinowym
bo podobno moje zagubienie tańczyło tak co roku
w pewne konkretne wieczory
jakie i dlaczego - nie dowiedziałam się nigdy, choć próbowałam.
nie pamiętam wszystkiego z tej dziwnej rozmowy
ale wydaje mi się, że nie była ona pierwszą tego rodzaju.
w te gwiaździste, senne noce,
pełne marzeń, strachu i miłości
zdarza się wiele.
20.IV.2009.
03:03
środa, 23 marca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz