środa, 23 marca 2011

LI.

niejeden już raz
siedziałam samotnie, odwiedzana jedynie przez smutek.
niejeden już raz gładziłam leciutko jego włosy, pocieszając,
przemywając rany, słuchając cichutkiego szlochu
z jego delikatnego, zadławionego gardła.

myślę, że mogliśmy mieć wiele ze sobą wspólnego
- ja i on.
niewielu chce z nim rozmawiać
niewielu rozumie jego obcy język.
ale ja rozumiem, ja czuję pod skórą
jak rozpaczliwie jest on samotny.

myślę, że nauczył mnie pewnych ważnych rzeczy,
że byliśmy sobie nawzajem podporą w tych powolnych dniach, kiedy
słońce szyderczo kierowało na nas swój palec
śmiało się głośno, a chmury i deszcz mu wtórowały.
nie wiecie pewnie, że księżyc jest tchórzem
konformistą potrzebującym akceptacji - tak jak my dwoje.
zawsze śmiał się razem z tamtymi
a potem
z podkulonym ogonem
przychodził do nas w nocy, kiedy mógł być blisko.

nie odtrącaliśmy go,
wszak kto jest bez grzechu, niech...


20.IV.2009.
03:37

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz